Ostatnio przeczytałem ciekawy wpis w blogu Triox'a (
Przegrywanie jest dobre!), z którym niemal całkowicie sie zgadzam.
Nietrudno wyobrazić sobie następującą sytuację. Siadamy do stolika skupieni i z dobrym nastawieniem. Staramy się grać dość tight, aż w pewnym momencie nasz dobry układ zostaje szczęśliwie pokonany przez gracza z oglądalnością flopa 80%, który na riverze złapał swoją magiczną kartę. Jeśli pula była duża, to łatwo o utratę koncentracji, która w konsekwencji może prowadzić do jeszcze większych przegranych. Na niższych stawkach takich graczy jest bardzo wielu, niektórzy z nich to nowicjusze lub grający dla zabawy, inni wręcz przeciwnie - świadomie grający takim stylem (maniac). O pierwszym typie napisał Triox, więc ja napiszę na temat drugiego, moim zdaniem ciekawszego.
Żeby tak naprawdę zrozumieć takiego gracza trzeba najpierw trochę pograć tak jak on. Ja dla próby grałem na stolikach $5NL shorthanded. Założenia były takie, by grać większość kart i to agresywnie przed i po flopie, czasem pokazywać karty po udanych blefach. Taka gra opiera się na implied odds oraz na wizerunku, który kreuje. Mam tu na myśli dobieranie bez wystarczających odds, a także nie-slowplay'owanie swoich mocnych układów, bo to właśnie na nich zarabia się najwięcej (dzięki wcześniejszym częstym blefom). Rywale oczywiście starają dostosować swoją grę, ale nie zawsze to wychodzi. Przed flopem często robią spory reraise z dobrymi kartami pozwalając na tanie wycofanie się, po flopie natomiast, notorycznie slowplay'ują. I to niekoniecznie bardzo dobre układy, dając tym samym free cards dla naszych drawing hands, których my gramy dużo. Sami natomiast sprawdzają ze słabszymi układami i dobierają licząc tylko na implied odds, które rzadko dostają.
Oczywiście łatwo jest przegrać nie jeden buy-in w taki sposób, ale zdarzało mi się też, że schodziłem ze stolika z pięcio lub sześciokrotnością buy-in'u. Ciekawym i częstym zjawiskiem jest to, że trafiają się osoby, które po przegraniu dużej puli, starają się je szybko odegrać i często przegrywają jeszcze więcej. Zdarzało mi się też, że tacy gracze wchodzili na inne stoły, na których równocześnie grałem i tam też próbowali sie odegrać. Mi, zresztą, też się to nie raz przytrafiło.
Maniak żyje z takich graczy. Ma z kolei większe problemy gdy za rywala ma osobę nie tracącą głowy w sytuacji opisanej na początku postu. Maniak jest tu skrajnym przykładem, bo z racji stylu gry pule są większe, więc łatwiej o większe straty gdy już dochodzi do porażki. W spokojniejszych grach te straty będą mniejsze, co jednak nie zmienia faktu, że pozostaną stratami. Sens w tym, by wyrobić sobie takie podejście do gry, by podobne porażki nie były w stanie nas wybić z rytmu.
Sprawa to ciężka i nawet najlepsi mają z tym kłopoty. Wg mnie jedną z najważniejszych rzeczy jest to, by realna wysokość puli nie miała żadnego wpływu na decyzję. Jedyne co powinno się liczyć to EV (Expected Value) każdego zagrania. Dzięki temu można spojrzeć na pokera długoterminowo i zamiast wygranych pul czy sesji widzieć to, co się na nie składa, czyli poszczególne zagrania. Wtedy można cieszyć się z każdej dobrej (w sensie EV) decyzji niezważając na to czy ostatecznie wygraliśmy pulę czy nie. Mi, co prawda, się jeszcze nie udało, ale próbuję :)